Impreza w pełni, a wielu gości
Nie może znaleźć środka ciężkości.
Nie miał przechyłów na życia falach,
Bo ciężki umysł działał jak balast.
Gdy on jest chętny i ona skora,
Wzrasta napięcie. Łuku Amora.
Wątpliwości żadnych nie ma:
Tu dopiero wgryzł się w temat.
Hożej pannie spod Olecka
Przeszkadzała w tańcu kiecka.
Wiedząc o tym fakcie,
Już po pierwszym takcie
Ciągnęli ją do zapiecka.
Najłatwiej można dzisiaj wróżyć
Plony na polach do nadużyć.
Reputację nadwątloną
Wzmacnia się, zostając żoną.
Choć intelekt bliski zeru,
za ciałokształt laury zbiera.
Niektóre myśli, chociaż Lec w cenie,
Warto uczesać gęstym grzebieniem.
Pchał się na afisz, lecz dzięki Bogu
Znalazł się tylko na nekrologu.
Kiedyś za scenę dostała lanie.
Dzisiaj o klapsach marzy na planie.
Wszyscy myśleli, że to pozory,
A był przed śmiercią naprawdę chory.
Dla przekonania drugiej połowy
Walnął w stół pięścią i… śpi w stołowym.
Z Polski królewskiej mamy w spadku
Coraz więcej koronnych świadków.
Okazja najczęściej stwarza
Złodzieja lub dygnitarza.
Wielu ministrom nazbyt ciąży teka,
Czas więc najwyższy zadbać o człowieka.
Zajmował wszystko dla wierzycieli.
To miejsce zająć sam się ośmielił.
Podobno w kuźnie kraj nasz ubogi,
A tylu kutych na cztery nogi.
Zadziałała polityka.
Lis dozorcą jest kurnika.
U niejednego dziś osobnika
Homo zostaje – sapiens zanika.
Nie w każdej stajni jest końskie zdrowie.
Kogoś pogięło znowu przy żłobie.
Niejedną pięknie owłosioną głowę
Latami gnębią łysiny myślowe.
Słupkom poparcia wierzył na słowo
I w próg wyborczy uderzył głową.
Kątem oka (ostrym) popatrzył na lubą,
O kącie rozwartym myślał potem dlugo.
Częściej miewa w życiu hossę,
Kto wyczuwa pismo nosem.
Czasem na taki spektakl się trafia,
Że najciekawsza w nim scenografia.
I w tym go miejscu pono
Odgórnie ustawiono.
Co jednoczy wszystkie stany?
Mamy, many, many, many...
Ciężki umysł – bądźmy ściśli –
Nie wynika z wagi myśli.
Nie wszystek umarł. W pełni chwały
Gdzieś jeszcze plecy pozostały.
Przeszły dawne małolaty
Od prywatek do prywaty.
Z prochu powstała, ale czasami
Przypominała bardziej dynamit.
Pewien jurny pan z Gołdapi
Co zobaczy, to obłapi.
Po kolejnym z uścisków
Ma już kilka wyprysków,
Które mogą przysporzyć mu strapień.
Z haków najwięcej mają korzyści,
Karierowicze i alpiniści.
Można dziś pływać przez całe lata
Na kilkunastu nośnych tematach.
Sprawdza dokładnie, z której wiatr strony,
Kto niezbyt dobrze zakotwiczony.
Przybywa bałwanów po kolejnych zimach,
Aż trudno uwierzyć, że złagodniał klimat.
Wiele granic wykorzystał.
Na ostatniej był jak kryształ.
Pochlebców mnoży, rywali dzieli
Zarówno stołek jak i fotelik.
Na przekręt życia miał jeszcze chęci.
Życie nie miało. Więc się przekręcił.
Nienawidzi ołtarzy,
Bo przy jednym się sparzył.
Kto by pomyślał, że nasze czasy
Makulaturę zbliżą do prasy.
Ani chwili nie drzemie,
Ma oko na podziemie.
Czasem elitom problemy stwarza,
Brak elementów z elementarza.
Przed końcem kadencji coś dudni dokoła,
To pewnie wyborcy pukają się w czoła.
Przeksięgowano go jedynie
Ze strony „ma” na stronę „winien”.
Wielu się szwenda w sejmowych salach,
Wszak Konstytucja na to pozwala.
Często się dzisiaj panie spotyka
Upaść gotowe, by mieć syndyka.
Na jej punkcie dostał bzika.
Dziś bzik został, a punkt znika.
Różne opcje mogą teraz
Integrować się w aferach.
Roboty ziemne trwają. Stale
Ktoś kopie dołki pod rywalem.
Nie wierzył dzieciom, nie wierzył żonie,
Niewiarą w leki przyspieszył koniec.
Codziennie rano ćwiczy skłony.
Przed bezpośrednim przełożonym.
Znaczyły naszą epokę:
Gra w durnia i gra na zwłokę.
Ze wszystkich uczuć najbardziej bliska
Jest czasem miłość do stanowiska.
Zmarł na zawał, bo na serio
Wziął, co było kokieterią.
Poświęcił z głowy oleju krzynę,
By go przetworzyć na wazelinę.
Jedna szuja z drugą szują
Coś w biznesie kombinują.
Na różne rzeczy oczy przymykał.
Wreszcie je zamknął. Grunt to praktyka!
Kiedy z góry przyszła krecha,
Tu na poziom jeden zjechał.
Pewien włóczykij spod miasta Nisko,
Kiedy powrócił po roku blisko,
Szepnął czule: „Żono przebacz”.
A ta wziąwszy za pogrzebacz,
Roznieciła na nowo ognisko.
Ściągnął tato coś przed laty,
Dziś komornik ściąga raty.
Najpierw ambicje rosną przez lata,
Później zaczyna rosnąć prostata.
Myślę sobie czasem, gdy na mini zerkam:
Kiecka się zeszmaci czy jej właścicielka?
Gdy polityczna aura nie sprzyja,
Można poglądom zrobić makijaż.
Tkwi w dołku, jak połowa
Tego, co reformował.
Szopki przy żłobach są przez rok cały,
Tak nam zwyczaje już spowszedniały…
Nie wypłynął z rzeki. Ledwie tam zawitał,
Zaczął odruchowo pilnować koryta.
Niejedna księgowa kompensuje rankiem
Superatę wdzięków z uczuciowym mankiem.
Kiedyś na wiarę dawała wszystko.
Dzisiaj w miłości jest ateistką.
Miał dobrą minę i chody gdzie trzeba,
Więc mimochodem dostał się do nieba.
Był historykiem. Lubił w dziejach grzebać.
Panna z przeszłością spadła mu jak z nieba.
Pogłaskał ją po półkulach
i ocenił: Są jak ulał!
Spacer po rynnie był bardzo krótki.
Księżyc przysłonił zbłąkany sputnik.
W kraju rolniczym nie rażą wcale
Widoki snopów na piedestale.
Miał ordery, miał medale,
Tylko zasług nie miał wcale.
Po randce rzekła skromnie:
Spławiam cię nurtem wspomnień.
Najpierw na szyi wisiała, potem
Wisi już tylko na różne kwoty.
Zaganiany na etacie,
Po godzinach goni zacier.
Był technikiem doskonałym.
Tu ostatni raz wszedł ciałem.
Optymizm płynie z wielu debat,
A nam się ciągle nie przelewa.
Dziś jelenie jak wieść niesie,
Bardzo ceni się w biznesie.
Jest Andersenów wielu nad Wisłą,
Więc pięknych bajek słuchać nam przyszło.
Pod płytą wianek, na płycie świeczka,
Bo dziś ze świecą szukać wianeczka.
Czasami mi się marzy
Słownik wyrazów twarzy.
Z czczego gadania – to fakt niezbity –
Można mieć całkiem niezłe profity.
Proboszcz i grabarz poświadczyć mogą:
To miejsce nabył legalną drogą.
Niech was to, twórcy, nie przeraża:
Zginął kopnięty przez Pegaza.
Pod latarnią panna ze Śremu
Przystanęła nie wiedząc czemu.
Z czasem odkryła chęci,
Biznes dobrze się kręci
I z fiskusem nie ma problemów.